1030

Niebo

Oryg.: brak. - Druk.: RN 5 (1926) 36-38.

[Grodno, przed lutym 1926] [ 1 ]

Dnia 16 grudnia dopiero co ubiegłego roku wsiadam do wagonu kolejowego i z wysiłkiem ładuję do góry podłużny pakunek. Szczęk żelaza zdradził jego zawartość.

- To noże introligatorskie - odezwał się siedzący naprzeciw z posiwiałą już brodą Żyd.

- Tak jest - potwierdziłem.

- Ja wiem, bo i ja mam aż trzy wielkie maszyny introligatorskie, ale teraz to już roboty nie ma, jak to było przedtem.

- Wiozę te noże do poostrzenia; gdzie też pan swojea ostrzy? - spytałem.

Podał firmę i okazywał chęć do dłuższej rozmowy, zapytałem go więc od razu:

- Przepraszam, czy mógłbym się spytać, jaki pan ma cel w życiu?

- Cel?

- Do czego tak pan dąży, czego ostatecznie pragnie?

- Być uczciwym, nikomu krzywdy nie robić, żeby ludzie powiedzieli: "A to uczciwy człowiek".

- Czyż to nie za mało?

- Za mało? Dobra opinia to jest bardzo dużo.

- A jeżeli za czynienie drugim dobrze spotka nas czasem niewdzięczność (co często bywa), cóż wtedy? Czy wartałoby wówczas być uczciwym?

- Prawda, to nie wystarcza.

- A pan po śmierci nie widzi czegoś więcej? - wtrącił obok siedzący inteligentny mężczyzna (jak się potem okazało, adwokat).

- Co my o tym wiemy? Włożą człowieka do ziemi i tam mu będzie dobrze, nie potrzeba ani jeść, ani pić, ani komornego płacić. Ot, żeby tak można było żyć bez jedzenia, to by było dobrze żyć na świecie.

- Ja pragnę tylko jak najprędzej umrzeć - ozwał się na to inny młody jeszcze Żydek.

- Co to za życie, jak interes nie idzie. Dobrze by było, gdyby ludzie nie lubili pieniędzy. U nas w Piśmie świętym napisano, że rabin to ma być taki człowiek, który nie lubi pieniędzy.

- Może w Talmudzie [ 2 ] - poprawiłem.

- W Talmudzie - powtórzył - bo wtedy tylko może sprawiedliwie sądzić, a jednak i rabini lubią pieniądze. Najlepiej jak najprędzej pójść na drugi świat.

- Co tam na drugim świecie; tu się wszystko kończy - wtrącił stary Żyd.

- Panowie są jednego wyznania, to chyba się zgodzą na tym punkcie - zagadnąłem.

- U nas jasno się o tym nie uczy - dodał młody.

- Pan się o tym uczył - mówi mi stary Żyd - niech pan nam powie, jak pan o tym myśli.

- I owszem: wglądnijmy tylko w siebie. Czy chcielibyśmy żyć długo?

- Ja nie, bo tyle trzeba się nacierpieć.

- A gdyby powodziło się bardzo dobrze i wszystkiego było pod dostatkiem?

- Ale kiedy tego na świecie nie ma.

- Gdyby jednak było?

Zaświeciły mu się sposępiałe oczy.

- Gdyby było dobrze, to tak.

- A jak długo? Czy nie jak najdłużej?

- Oczywiście.

- Więc pragniemy żyć, ale bez cierpień, w szczęściu i to nie byle jakim, ale wolelibyśmy, żeby ono było raczej większe niż mniejsze, a nawet sama świadomość jakiejkolwiek nieprzekraczalnej granicy w tym szczęściu byłaby dla nas już zamąceniem szczęścia; pragniemy szczęścia, ale bez granic.

- Rzeczywiście.

- Nie tylko, ale chcemy, żeby to szczęście trwało długo, jak najdłużej - bez końca.

- Tak.

- Takiego szczęścia bez granic oczywiście nie znajdziemy na skończonym świecie; tym [szczęściem] może być tylko nieskończony, wieczny Bóg - niebo.

A następnie my wszyscy tu obecni tego pragniemy i każdy człowiek bez względu na różnice narodowości tym pragnieniem żyje. Pochodzi ono więc z czegoś nam wszystkim wspólnego, z natury ludzkiej. Czyż mógłby Pan Bóg, który dał na to przecież władze i dążenia naturalne, by one cel swój osiągnęły: - oko, by widziało przedmioty widzialne; i takie przedmioty są; ucho, by słyszało dźwięki; i takie dźwięki istnieją czyż mógłby dać pragnienie wyższe, bo rozumowe, i nie dać mu zaspokojenia?

Takie pragnienie byłoby wtedy bezcelowe. Bóg, stwarzający w naturze niczym nieugaszoną żądzę szczęścia z wyraźną refleksją, by ono nie miało granicy, i nie dający zaspokojenia tego gorącego pragnienia, nie działałby rozumnie ani z dobrocią - słowem, nie byłby Bogiem. Takie więc szczęście być musi.

Potwierdzają to, jak na złość rozumowaniom najrozmaitszych mędrków wielkich i małych, liczne objawienia tych, co zeszli z tego świata i obecnie cieszą się już wiecznym szczęściem i dzielnie wspomagają nas tu na ziemi.

W ostatnich czasach prawdziwy "deszcz róż" przeróżnych łask zsyła niedawno zmarła, a już kanonizowana św. Teresa od Dzieciątka Jezus, której rodzona siostra jest obecnie przełożoną S[ióstr] Karmelitanek w Lisieux.

Oto nasz wspólny cel.

M[aksymilian] K[olbe]

[ 1 ] Zamieszczone w numerze lutowym z 1926 r.

[ 2 ] Zob. Pisma, 1027, przyp. 2.