309

Do o. Kornela Czupryka

Oryg.: rkps AN. Dwie karty dwustr. zapis. List pisany na blankiecie z nadr.: Mugenzai’Seibo no Sei Furanshisuko Kai | Mugenzai no Sono | Hongochi, Nagasaki | Japan. Asia.

Mugenzai no Sono, 11 VII 1931

Najprzewielebniejszy Ojcze Prowincjale!

W lipcowym numerze [ 1 ] chciałem ogłosić naszą nazwę w Japonii "Franciszkanie od Niepokalanej", ale ponieważ arcybiskup tokijski [ 2 ] przewidywał sprzeciw Bernardynów, skierowałem do nich zapytanie. W odpowiedzi zjechał komisarz kiełkującej tu bernardyńskiej prowincji [ 3 ] i bardzo grzecznie oświadczył, że nie mają oni prawa tu decydować, ale żeśmy byli tak delikatni, że zapytaliśmy o ich zdanie, więc uważa, że przecież i oni w równej mierze mają sprawę Niepokalanej, że więc słowo prawne "konwentualni" powinno by nas rozróżniać. Ponieważ w liście obiecałem w razie jakich racji wstrzymać się z ogłoszeniem nazwy w "Rycerzu" (choć już na listach, jak na tym, jest) i donieść przełożonym, więc też tak czynię. Dodać trzeba, że ów komisarz już od 30 lat przebywa w Japonii, a nawet przybrał nazwę i obywatelstwo japońskie: tak oni nas powyprzedzali.

Dziś mieliśmy dzień radosny, bo przyjął Chrzest św. młodzieniec Amaki [ 4 ], który dla Niepokalanej bez pieniędzy u nas pracował: jest też na posłanej fotografii. Dostał, bo chciał, imię Marian ku czci N[ajświętszej]Maryi Panny.

A teraz o kłopociku większym: Równocześnie z tym listem przyjdzie też list od br. Zygmunta Króla, w sprawie powrotu do Polski z podaniem powodów [ 5 ]. Otóż mnie się wydaje ten powrót nie tylko wskazany, ale nawet konieczny i to jak najprędzej, a to z następujących powodów: Pomijając już sprawę zdrowia, które mu tu nie służy, chodzi bowiem często jak na pół zaspany, a teraz spuchł palec, a potem dłoń u drugiej ręki (już się goi palec, bo go rozcinali w szpitalu), szwankuje w tutejszych warunkach i to tęgo co do powołania. I tak już w Szanghaju słabło posłuszeństwo, a w Japonii już i 3 razy przed przeprowadzką do Mugenzai no Sono powiedział mi wyraźnie, że chce wystąpić, ale gdym mu trochę nagadał, zmienił się, obiecywał pracować nad sobą i zdawało się, że już na stałe dobrze, ale potem znowu to samo. - Obecnie znowu, gdym, z powodu coraz to większych niedoskonałości w pełnieniu posłuszeństwa, uważał za swój obowiązek ostrzej go skarcić i zagrozić karami w razie dalszego lekceważenia sobie tego obowiązku, przyszedł przedwczoraj wieczorem żądając natychmiast wydania papierów i pieniędzy na bilet do Tokio. Nie pomogły przypomnienia obowiązku wypływającego ze złożonych ślubów ani różne tłumaczenia. Odszedł już tym razem (po raz pierwszy) bez skruchy, odraczając tylko sprawę wydania papierów do dnia następnego, gdyż widział, że czuję się źle na zdrowiu. - W nocy dokuczało ml silnie serce i w następny dzień przeleżałem gorączkując powyżej 38°, więc też i nie piłował już o papiery. Dziś zaś przy sobocie Niepokalana zwyciężyła znowu w tym biednym sercu: wyspowiadał się i znowu stał się inny. Ale - będąc w tych samych warunkach - na jak długo? Dotychczasowe powtarzane trzykrotne doświadczenie każe się obawiać recydywy. -A najgorsze to, że w takim stanie nie chce on bynajmniej jechać do Polski, ale wystąpić i pozostać tu w Japonii. Mówię, że to najgorsze o tyle, że na nas zwrócone są tu oczy pogan i gazety pogańskie o nas też piszą (dotąd przychylnie) ale niechby tak tu kto wystąpił i tu się włóczył, co by to był za skandal. Dałoby to okazję do napaści na religię katolicką (co chętnie przy sposobności japońska prasa czyni) i bardzo możliwe, żeby nas władze kościelne usunęły z Japonii, jako przeszkadzających w nawróceniu kraju.

Te perspektywy najbardziej mnie niepokoiły i niepokoją. Dlatego uważam, że teraz, kiedy on znowu przyszedł do równowagi i decyduje się jechać do Polski dobrze by było, a nawet konieczne, by pojechał jak najprędzej z tych warunków dopokąd znowu diabeł go nie opanuje. Więc prosiłbym bardzo o odpowiedź przychylną i telegraficzną, bo się boję bardzo, że w razie ponownego po prostu - opanowania przez szatana - wypełni to, co mi przedwczoraj mówił: "Ja chcę najlepiej i dlatego proszę o wydanie mi zaraz papierów; jeżeli Ojciec nie zechce mi wydać, to będę musiał inaczej sobie poradzić, a wtedy będzie gorzej". Zresztą i diabeł pomógłby mu wykraść, bo wie, gdzie co jest (chociaż teraz gdzie indziej schowałem). - Opisuję tak szczegółowo, by okazać, że zrobiłem już wszystko co mogłem dla tej duszy, ale już więcej nie mogę: "periculum in mora" [ 6 ].

Wysłać go do Polski samego też bym się bał, bo nuż diabeł mu sprawę tak przedstawi, że rzeczywiście wysiądzie gdzieś po drodze i wtedy skandal gotów. Więc myślałem, by z nim pojechał o. Metody [ 7 ], gdyż on ma też więcej wpływu na niego. Z braci żaden nie miałby na niego wpływu wystarczającego, by gdzieś w drodze nie czmychnął.

Do o. Metodego są też inne powody: pisałem już w ostatnim liście, że nie ma on ducha Niepokalanowa, ani ochoty, by go nabyć, więc przyszłość Niepokalanowa japońskiego byłaby niewesoła, po prostu widmo zlikwidowania ducha Niepokalanowa, chociaż skądinąd jest on i pobożny i poczciwy, ale to ubóstwo go razi i poprowadziłby wszystko "inaczej". - Przy tym sprawa zdrowia. Obecnie jest okres deszczowy. Więc mokre gorąco, że aż ubranie i pościel pleśnieją, a potem mają przyjść jeszcze nieznośne gorąca. Teraz już o. Metody czuje się źle i mówił mi o tym przedtem, a wczoraj wyraźnie powiedział, że nic nie mówi, ale tak się coraz gorzej czuje, że rychło zapadnie na płuca i klapnie. I rzeczywiście, wygląda sucho i blado, mało jada i widać, że jest ze zdrowiem niedobrze. Myślę więc, pojedzie do Polski, a tam się zobaczy: albo podreperowany wróci, albo zajmie miejsce innego ochotnika, który już naprawdę całkowicie poświęci się Niepokalanej i przyjedzie z ukochaniem Franciszkowego Ubóstwa dla Niepokalanej zapracować się, zacierpieć, wyniszczyć i umrzeć. - A równocześnie o. Metody mógłby się przysłużyć wygłaszając odczyty o Japonii i zbierając stąd trochę groszy, których tu tak bardzo potrzeba. Jeszcze nawet na płot się zdobyć nie jesteśmy w stanie, choćby już nie na cały plac, to przynajmniej na część, a tu ani wody na miejsca nie ma (za 130 jenów by nam dali z wodociągu), ani ściany nie oglinowane (mieszkamy w budynku o ścianach mniej niż centymetrowych z obawą przed podpaleniem) i równanie terenu (części) potrzebne itd., nie mówiąc już o długach w kwocie około 500 jenów i o krzyczącej potrzebie falcówki. - Więc groszy by się zdało sporo, tym bardziej że biskup uważa naszą kapliczkę za niedostateczną do erekcji prawnej, a i na mieszkania i pracownie za ciasno.

Kto by mógł przyjechać na miejsce o. Metodego? N[ajprzewielebniejszy] O. Prowincjale, obserwując tu stosunki miejscowe musze przyznać słuszność delegatowi apostolskiemu [ 8 ], że trzeba ojca o wybitnych zdolnościach - co zresztą już sam św. Franciszek Ksawery zauważył [ 9 ] - by mógł nauczyć się dobrze władać tutejszym językiem i pracować dla pogan o tak wysokiej kulturze, a przy tym pokornego i świątobliwego, by nie zapominał, że nawrócenie to dzieło łaski, no i naprawdę oddanego Niepokalanej bez zastrzeżeń i kochającego [ 10 ] Ubóstwo Franciszkowe. Czyżby takim był o. Samuel?... [ 11 ] Gdyby tak, to zdaje mi się, że dla 90 000 000 pogan [ 12 ], to nie za wielka ofiara dla Prowincji wysłać takiego jednego ojca. Zresztą może Niepokalana posłać więcej podobnych powołań. - Ale ja już zaczynam ciągnąć w jedną stronę, a tego się najbardziej boję, bo pragnę tylko, by Niepokalana uczyniła tak, jak sama sobie życzy. - Niech więc N. O. Prowincjał uczyni, jak sam uważa, a ja będę zawsze zadowolony, bez względu na wynik, ale tylko piszę, co myślę. - Zdaje mi się, że nasza tutaj placówka jest bardzo poważna (ma przyszłość), bo tu może od razu działać na 90 000 000 dusz, a stąd promieniować po Dalekim Wschodzie. A ojciec, który przyjedzie, musi mieć dostateczne uzdolnienie, by i języka, i zwyczajów się prędko mógł nauczyć i znał trochę języków (teraz, jak pisałem, trzeba by pisać "Rycerza" co najmniej po francusku, jeżeli nie po angielsku, a jak najprędzej po japońsku). - Zdaje mi się jeszcze, że szczególna przyjaźń o. Alfonsa z o. Samuelem, teraz po śmierci tego pierwszego, też coś zaważy.

Kończę, bo północ się zbliża, a dziś przy sobocie chciałbym i o. Samuelowi kilka słów o tym pchnąć [ 13 ].

Z prośbą o serafickie błogosławieństwo

br. Maksymilian

PS - Gdyby tak pojechali stąd: Chory, choć poczciwy br. Damian [ 14 ] z też chorym br. Hilarym [ 15 ], o którym trudno mi urobić pewność co do zbliżających się ślubów wiecznych, więc lepiej, by odbył resztę próby w warunkach normalnych i o. Metody z br. Zygmuntem, to pozostałaby tak zgrana "szajka" gotowa dla Niepokalanej na wszystko, gorliwa, ofiarna, i w Niepokalanej miłująca się i biedne dusze pogan tęgo, bardzo tęgo.

A gdyby tak jeszcze przyjechał o. Samuel z trzema braćmi (ale posłusznymi bardzo [ 16 ]) z Niepokalanowa np.: br. Sergiusz [ 17 ] br. Efrem [ 18 ] br. Adam [ 19 ], znający się na kuchni Kasjan [ 20 ] Wenanty [ 21 ] itp., zresztą po roku nie wiem, jaki kto jest.

Dodać muszę, że br. Zygmunt zachowywał się w Niepokalanowie polskim bardzo przykładnie. - I tu są okresy przykładne. Ale nie na długo. Może w warunkach Niepokalanowa polskiego na nowo się umocni.

[ 1 ] W lipcowym numerze japońskiego RN.

[ 2 ] Abp Jean Alexis Chambon ze Stowarzyszenia Paryskich Misji Zagranicznych.

[ 3 ] Klasztor prowincji kanadyjskiej OO. Bernardynów z siedzibą w Montrealu, został założony w Japonii w 1907 r., a pierwszym przełożonym był o. Calixte Gelinas, on też pełnił urząd pierwszego przełożonego (komisarza?). Album Japan Catholic Directory 1967, 436, wymienia bez podania dat nazwiska wszystkich kolejnych komisarzy, ale brak wśród nich nazwiska o brzmieniu japońskim - zob. też Pisma, 231, przyp. 5.

[ 4 ] Amaki Kunikiko - zob. Pisma, 248.

[ 5 ] List się nie zachował.

[ 6 ] Zwłoka grozi niebezpieczeństwem.

[ 7 ] O. Metody Rejentowicz.

[ 8 ] Bpowi Edwardowi Mooneyowi.

[ 9 ] "Pour répondre à leurs questions la science est nécessaire; il faut surtout avoir été rompu aux cours des Arts. Nos dialecticiens surprendront immédiatement les bonzes au milieu même de leurs contradictions; être ainsi enferrés ou réduits au silence est pour les bonzes la pire des confusions" (Saint François Xavier de la Compagnie de Jezus, Lettres spirituelles, Paris [1937], 275). "Quant à ceux de la Compagnie qui se trouvent à Amanguchi, et ceux d’ici qui doivent s’y rendre cette année et les années suivantes, si Dieu Notre-Seigneur le veut, il ne faut pas, me semble-t-il’ les envoyer encore à ces universités, mais leur faire apprendre la langue, et les idées professées par les sectes de ce peuple, afin que lorsque les Pères viendront d’Europe, ils soint leurs interprètes capables d’exprimer fidèlement tout ce qu’ils leur diront" (tamże, 277). [Przekład polski] "Aby odpowiedzieć na ich pytania, konieczna jest wiedza, trzeba zwłaszcza być biegłym w filozofii. Nasi dialektycy natychmiast zaskoczą bonzów, wskazując ich sprzeczności; ulec lub być zmuszonym do milczenia jest dla bonzów najgłębszym zawstydzeniem. [...] Co do tych z Towarzystwa [Jezusowego], którzy znajdują się w Amanguchi, oraz tych, którzy mają tam się udać tego roku i w latach następnych, jeśli Bóg nasz Pan tego chce, nie trzeba - wydaje mi się - wysyłać ich na te uniwersytety, lecz nauczyć języka i idei wyznawanych przez sekty tego ludu, aby wtedy gdy przyjadą Ojcowie z Europy, byli ich tłumaczami, zdolnymi wiernie wyrazić wszystko, co ci będą mówić".

[ 10 ] W oryginale wyraz podkreślony dwukrotnie.

[ 11 ] O. Samuel Rosenbaiger.

[ 12 ] Zob. Pisma, 227, przyp. 3.

[ 13 ] Zob. Pisma, 309a.

[ 14 ] Br. Damian Eberl.

[ 15 ] Br. Hilarym Łysakowskim.

[ 16 ] W oryginale wyrazy podkreślone dwukrotnie.

[ 17 ] Br. Sergiusz Pęsiek.

[ 18 ] Br. Efrem Szuca.

[ 19 ] Br. Adam Szubartowski.

[ 20 ] Br. Kasjan Tetich.

[ 21 ] Br. Wenanty Zarzeka.