1015

Na różaniec...

Oryg.: brak. - Druk.: RN 4 (1925) 257-259.

[Grodno, przed październikiem 1925] [ 1 ]

Bim-bom, bim-bom, na różaniec, na różaniec - wołają dzwony kościelne, a dźwięki ich biegnie o zmierzchu po ulicach, wciska się do domów, pałaców, suteren, poddaszy, unosi się nad polami, lasami, wsuwa do chat wieśniaczych, wnika do uszu, umysłów i serc; na różaniec, na różaniec.

Wielu z radością oczekuje tego znaku i jak tylko posłyszy pierwsze odgłosy dzwonu, przyspiesza w pracy, zbiera się i idzie do - Królowej.

Ale są i tacy, którzy się wahają. Tyle mam roboty! Tak jestem zmęczony! Muszę wypocząć. Zresztą różaniec to nie Msza św. w niedzielę i święto, której pod grzechem słuchać trzeba. Mam gości. Z daleka zjechali. Muszę zajść tam lub ówdzie itd. - Tysiączne wymówki snują się po głowie.

Pójść, czy nie pójść?!

Czyż Boża Matka, Królowa nie tylko nieba, ale i ziemi, nie zdoła mi pobłogosławić w pracy, bym tym łatwiej, prędzej i lepiej ją wykonał?... Czyż nie może tak okoliczności ułożyć, by były dla mej duszy, a nawet bytu ziemskiego (o ile to się nie sprzeciwia ważniejszej sprawie zbawienia) dogodniejsze?... Przecież Ona lepiej mi życzy, niż ja sam sobie, a może mi dopomóc, bo Jej niczego Stwórca odmówić nie potrafi. Czyż więc nie j Jej powierzyć moje troski i kłopoty? Ona prędzej i łatwiej im zaradzi niż ja.

Zmęczonym po pracy. - Ale gdzież znajdę więcej wypoczynku i pokoju jak nie u stóp Tej, która jest naszą Matką, Wspomożycielką, Ucieczką, Pocieszycielką?

Prawda, że różaniec pod grzechem nie obowiązuje - ale co by to była za miłość, która by się ograniczała do ścisłych obowiązków, których zaniedbanie staje się wykroczeniem i to aż ciężkim. Takie postępowanie wyglądałoby raczej na służbę niewolniczą, niż na miłość dziecka ku Ojcu najlepszemu w niebie i Matce najmiłościwszej. Nie! to niegodne miłośnika Maryi. On szuka raczej sposobności, by jak najczęściej do Niej przybyć, jak najdłużej (o ile tylko obowiązki stanu na to pozwalają) u stóp Jej pozostawać. Jej swoje wszystkie kłopoty i troski powierza, a sam co sił starczy przemyśla i pracuje, by Jej sprawy jak najlepiej szły; Jej królowanie w duszach wszystkich, którzy są i będą, czy to znajomi czy nieznajomi, przyjaciele czy wrogowie, krewni, współobywatele, rodacy czy obcy, katolicy czy innowiercy: oto jego dążenia, pragnienia; oto cel jego wysiłków. I gdzie zaczerpnąć światła, by wiedzieć, co i jak działać, jak nie u Jej stóp, [i czyż można] gdzie indziej nabrać sił do tak wzniosłej pracy?

Mam w domu gości. - Pójdźmy więc razem. Wszak i dla nich szczęścia pragnę, a własne sprawy - często i w innej godzinie załatwić się dają.

Ale są i tacy, którzy nie idą na różaniec. Jeżeli obowiązek stanu naprawdę im nie pozwala, bo właśnie w tych a nie innych godzinach pełnić go muszą, Niepokalana przyjmie ich gorące pragnienie pójścia na wspólny różaniec, sama zstąpi do nich i serce błogosławieństwem przepełni. I ci, których miłość bliźniego zatrzymuje u łoża chorych dla niesienia im pomocy, niech się nie smucą, nie trapią. Niepokalana przyjmie ich usługi chorym oddane.

Co jednak powiedzieć o tych, którzy mogą pójść na różaniec, ale czy to z lenistwa, czy z lekceważenia, czy dla grzesznej nieraz zabawy nie pójdą? Czyż Niepokalana może im błogosławić?

* * *

Bim-bom, bim-bom, na różaniec, na różaniec, wołają dzwony po raz ostatni. Już kościół wypełniony. Obraz Niepokalanej lśni w ołtarzu wśród świateł. Uderza dzwonek y zakrystii. Nabożeństwo się zaczęło.

"Ojcze nasz..." "Zdrowaś Maryjo... Zdrowaś Maryjo..."

W serca zbolałe spływa balsam ukojenia, w duszach zrozpaczonych świta znowu promyk nadziei. Biedni, spracowani, uginający się pod brzemieniem trosk, kłopotów i krzyżów czują coraz jaśniej i wyraźniej, że nie są sierotami, że mają przecież Matkę, która zna ich bóle, współczuje, cieszy i wspomaga. Czują, że jeszcze trochę cierpienia, a nastąpi nagroda, nagroda wieczna, nieskończona, że nawet warto tu pocierpieć w tym króciutkim życiu, by zmazać popełnione winy i dać dowód swej miłości Bogu; rozumieją, że w cierpieniu dusza się czyści jak złoto w ogniu, odrywa od przemijających mamideł, które świat szczęściem nazywa, i unosi wyżej, nieskończenie wyżej, do źródła wszelkiego szczęścia - Boga. Widzą, że w Nim tylko może dusza spocząć, a wszystko inne - to za mało...

"Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata..."

"Pod Twoją obronę..." rozgrzmiało po kościele. Serdeczny śpiew wiążący serca dzieci z sercem Matki.

* * *

Nabożeństwo skończone, światła gasną, a uczestnicy z pokojem błogim w sercu, pokrzepieni na duchu, szczęśliwi powracają do domów.

R[ycerz] N[iepokalanej]

[ 1 ] Zamieszczone w numerze październikowym z 1925 r.