386
Do Mugenzai no Sono
Maryja!
Moi Drodzy Bracia!
Wczoraj opisałem Niepokalanowowi polskiemu, jak to było w Hongkongu. Jak ks. Wieczorek przyszedł do statku na spotkanie, jak pooprowadzał wszędzie, jak nie zapomniał nawet pokazać numerów konta PKO, na które zbiera ofiary. Jednak z polską gościnnością sam tramwaje i barki płacił, a nawet 4 listy sam podjął się po hongkongsku (nie miałem tutejszych pieniędzy) ofrankować. Do wiadomości podać muszę, jak to potem odkryłem, [że] wystarczy na okręcie dać "administracji" list i opłacić w walucie japońskiej, by już list w dalszym ciągu miał opiekę zapewnioną. "Rycerz" polski to dokładnie opowie [ 1 ].
Cześć Niepokalanej za wszystko! Wyraźnie czuję na sobie Jej szczególną opiekę. Gdy na przykład z powodu postoju okrętu w Hongkongu i stąd braku przewiewu było tak gorąco, że poczciwi emigranci spać nie mogli, ja, mimo że nie znałem dobrze adresu i na niepewne pchnąłem telegram, spokojnie przespałem noc u Salezjanów i Mszę św. "przytomnie" odprawiłem. A było to nawet konieczne, bo płuca już tak bolały, że obawiałem się poważnie krwotoku. - Ale Niepokalana tym razem jeszcze nie chciała.
Ja piszę, ale co się u Was dzieje słyszeć nie mogę, bo okręt ciągle w dal unosi, ale oczekuję listów w Ernakulam.
Nie przestawajcie polecać całej sprawy Niepokalanej. Gdy ten list czytać (i słuchać) będziecie, może ważna decydująca będzie chwila dla Niepokalanowa indyjskiego. Niech jednak przede wszystkim dzieje się zawsze i we wszystkim wola Niepokalanej.
Wasz
br. Maksymilian M-a Kolbe
[ 1 ] Zob. RN 11 (1932) 336-339, art. pt. Niepokalanów i "Rycerz Niepokalanej" w Indiach.