880

[Br. Antoni Maria Mansi]

Oryg.: rkps AN. Cztery karty: trzy dwustr., czwarta jednostr. zapis.
[Kraków, przed 31 IX 1919] [ 1 ]

[...] [ 2 ]

Dokładniejsze wspomnienie cnót tego świętego kleryka wymagałoby obszerniejszej pracy. …wiczył się on w sposób najwznioślejszy w pokorze, posłuszeństwie, cierpliwości, prostocie, ubóstwie zakonnym, miłości bratniej, w pilności w jak najdoskonalszym zachowaniu reguł, w jak najżywszej wierze, w miłości jak najtkliwszej ku modlitwie, czci Bożej, Kościołowi, Ojcu świętemu i Zakonowi; w nadziei stałej i niewzruszonej, stąd też pisał: "Chcę nazywać się br. Antoni od Nadziei", a w pracach swych literackich podpisywał się: "Nadzieja". Był szczęśliwym i najzazdrośniejszym stróżem swej czystości jako pełen miłości ku N[ajświętszej] Maryi Pannie. Wszystkie zaś swe cnoty zamknął i upewnił w praktyce życia ukrytego, wewnętrznego, i starał się, aby pod zewnętrznością prostą, spokojną, naturalną nic się nie okazało z wielkich skarbów, jakimi go Bóg ubogacił.

Obdarzony szczególnymi zdolnościami poczucia [smaku] literackiego i artystycznego uprawiał także poezję, język angielski (osobliwie drogie były mu dzieła Fabera), śpiew i muzykę w Papieskiej Szkole Muzyki Kościelnej, która z jego zdolności piękne rokowała nadzieje.

Notował wszystko, co tylko spotykał lepszego dla nauki i pobożności i pozostawił niektóre prawdziwie drogocenne rękopisy swoich wspomnień i uczuć życia duchowego, które okazują, do jak wysokiej doskonałości, roztropności, dojrzałości sądu i mądrości Pan już podniósł swego Sługę w tak młodym wieku.

W styczniu 1913 przeczytał on żywot św. Jana Berchmansa. Od tego czasu wziął sobie za wzór tego świętego studenta z Towarzystwa Jezusowego i mówił sobie: "Mieć Cię będę zawsze przed oczyma, o mój drogi św. Janie Berchmansie, święty, co tyle dobrego uczyniłeś dla mej duszy".

Niemożliwe jest w tym krótkim życiorysie opisać wszystkie akty doskonałych cnót przez niego zdziałane; przykładem najwięcej wzruszającym i nigdy nie zapomnianym jest 9 dni ostatniej jego choroby, które były dla wszystkich szkołą świętości: posłuszeństwo przełożonym, miłość synowska dla rodziców, do których zwrócił myśl pełną miłości, oderwania się od wszelkiej rzeczy ziemskiej, zgadzanie się z Wolą Bożą, spokój radość sprawiedliwego, pragnienie, aby był rozwiązany (uwolniony) z tej ziemi i iść [!] do nieba.

Ostatnie swe siły zużył na modlitwę prawie ciągłą; łączność jego umysłu i serca z Bogiem nigdy nie była rozerwana. Z wielką pobożnością otrzymał ostatnie sakramenty z rąk o. Aleksandra Basile TJ; codziennie prosił, aby mógł być wzmocniony Eucharystią. Prosił przełożonego o pozwolenie śpiewania, jakiejś pieśni do Matki Boskiej, a otrzymawszy je śpiewał zwrotkę: "Jesteś czysta, jesteś miłościwa, jesteś piękna, o Maryjo; każda dusza wie, że świat nie ma słodszej Matki". Tak spełniła się nadzieja, którą wyraził w hymnie na cześć bł. Bonawentury z Potenzy (przez niego ułożonym): "Z Tobą konający śpiewając: Zdrowaś Maryjo, niech do nieba ulecę".

W nocy poprzedzającej jego zgon oddał swe życie Bogu na ofiarę za Kościół, za Ojca św. i za Zakon.

Po nabożeństwie odprawionym za niego w kolegium został pochowany w grobowcu swoich współbraci na cmentarzu zwanym "Campo Verano". W Ravello przy grobie bł. Bonawentury z Potenzy, gdzie pragnął odprawić swoją pierwszą Mszę św., odprawiono nabożeństwo żałobne z mową 12 listopada.

Jako próbę świętego usposobienia (świętości) tej duszy przytaczamy tu uczucia, które zapisał w dzienniku 27 sierpnia 1915, kiedy zdawało się, że i on będzie zmuszony iść na wojnę: "I oto w Twym planie, o Jezu, już dojrzała godzina także dla mnie... Muszę jechać... Z pewnością Ty tego chcesz, albo przynajmniej dozwalasz... Jest także zgodne z natchnieniem Twego Serca ojcowskiego, żebym ja, w tej godzinie dla mnie niepewnej poszedł, aby dać rodzicom znak wdzięczności i przywiązania. Tak, dobrze. Ale... i co będzie ze mną? Cóż ja uczynię, o Jezu, rozbita łódka wśród morza niebezpiecznego zajęć światowych? - Ach! o dobry Ojcze, o Przyjacielu wierny, oto pierwsza rzecz, o którą Cię błagam: Jeżelibym miał być poddany tej próbie, nie dopuść, abym był przez nią pokonany, ale abym leciał zawsze sercem do Ciebie, Boski Miłośniku, Oblubieńcze duszy mojej. Wyrzekłem się świata, niech więc on, o Jezu, mnie nie splami, niech nie będzie nigdy panem mego serca, mych uczuć, mych myśli, mojej woli. - Powrócę ja, o Panie, śpiewać z tylu ukochanymi Współbraćmi Twą chwałę przy Twych ołtarzach? Rozpocznę znowu prędko słodkie me zajęcie nauki, środek nieodzowny, aby zostać Twym gorliwym kapłanem? Czyż powrócę, aby zaznaczać na tym papierze: pociechy mojej duszy, mój postęp duchowy, moje upadki?... Nie wiem. To tylko Ci mówię: Tyś tego chciał, a ja idę wypełnić Twoją najświętszą Wolę. Oświadczam, że tę Wolę chcę zawsze wykonać: może być, o Panie, i ja o tym nie wątpię, że moja natura będzie wrzała, sprzeciwiała się, a nawet odrzucała, ale Ty spoglądaj na moją stałą intencję; słabego wzmocnij mnie; do chwiejącego się przybądź i wesprzyj mnie; upadłemu przebacz i podnieś mnie.

Co do przyczyny, która mnie wyrywa z mojej małej celki, ja nie wiem, o Panie, co powiedzieć, co wybrać, o co prosić: czy o uwolnienie od tego ciężaru (i mam niezachwianą ufność, że Ty to możesz), czy też iść wprost na spotkanie. Lepiej więc jest, abym się zwrócił do Ciebie: Ty znasz moją naturę, moje siły, to trochę, czym mogę rozporządzić. Ach, błagam Cię, o dobry Ojcze, zajmij się tą sprawą, i gdzie chcesz, tam mnie umieść. Mam być żołnierzem. A wtedy, wpośród tych strasznych fal, daj, abym mógł i w tym stanie prowadzić piękną misję, do której mnie powołałeś: ulgę przez dzieła miłosierdzia, szczęśliwość dusz, stając się przewodnikiem wielu, wielu i przyprowadzając wszystkie do Ciebie. Chcesz, abym powrócił i znowu wdział drogi habit zakonny? Ach! niech przyjdzie ta chwila błogosławiona, a ja będę Ci wdzięczny przez życie więcej gorliwe, więcej miłujące karność, posłuszeństwo, i to kochane pożycie braterskie. - Jednym słowem, o Jezu, oświadczam, że odtąd wszystko chcę przyjąć z Twoich rąk najświętszych, życie lub śmierć, pociechy lub smutek. Zaświadczam jeszcze, że chcę (być najwierniejszym twoim miłośnikiem) zawsze Cię jak najwierniej kochać, pomny na śluby, które mnie z Tobą słodko związały, synem najtkliwszym Twojej drogiej Matki, w której miłosierne ręce, ufam, że oddam mego ducha, dopóki mnie nie pociągniesz do siebie, abym się cieszył na wieki w niebie. Niech się tak stanie, o Jezu. - Cześć Jezusowi, cześć Maryi".

Lecz Bóg chciał, że z powodu ciężkiego niedomagania wzroku był uznany za niezdolnego do wojska.

Módlmy się za tę duszę wybraną ufając, że on będzie się modlić za nas, a wyjedna nam wszystkim to, co obiecał wyprosić w Niebie dla tych, co mu (asystowali, służyli) w ostatniej chorobie: śmierć spokojną i radosną.

[O. Maksymilian M-a Kolbe]

[ 1 ] Szkic biograficzny br. Antoniego Mansiego jest najprawdopodobniej przekładem "nekrologu" włoskiego, dokonanym jeszcze we Włoszech – por. Pisma, 27a. Referat podobnej treści odczytany był na zebraniu koła MI kleryków Seminarium OO. Franciszkanów w Krakowie dnia 31 X 1919 – zob. Pisma, 865, G, oraz o. Alfons Kolbe, Notatki o MI, 9-15.

[ 2 ] Brak początku, prawdopodobnie jednej karty, gdzie były podane podstawowe wiadomości o życiu br. Antoniego Mansiego. Uzupełniamy pokrótce według tekstu tego samego referatu przekazanego przez o. Alfonsa Kolbego w Notatkach o MI, 10: "Urodzony 9 III 1896 w Londynie, gdzie rodzice Antoniego mieszkali czasowo. W niedługim czasie wraca do ojczystego Ravello. W 13. roku życia, w dzień św. Antoniego Padewskiego, puka do furty klasztornej OO. Franciszkanów w Ravello. Przyjęty, odbywa najpierw studia średnie. Śluby czasowe składa 4 X 1914 w Asyżu. Dwuletnie studia filozoficzne odbywa w Montottone, a na teologię przybywa do Międzynarodowego Kolegium Serafickiego w Rzymie. Po drugim roku teologii w czasie epidemii ciężko zapada na zdrowiu - 23 X 1918, a odchodzi z tego świata 31 X 1918, wyświęcony na akolitę 10 V i po ukończeniu drugiego roku teologii".