890
O o. Wenantym
Maryja!
Po raz pierwszy ujrzałem śp. o. Wenantego jako aspiranta przy kamiennym stole w alei ogrodu klasztoru lwowskiego. Uderzała jego skromność i pewna nieśmiałość.
Następnie spotkałem go jako teologa krakowskiego na wakacjach w Kalwarii Pacławskiej. Robił wrażenie zakonnika wyjątkowo wyrobionego duchowo. Bardzo pokorny, kochający modlitwę i pracowity. Przy grze w piłkę mniej mu się udawało, ale w opracowaniu różnych zagadnień wykazywał dużo wiedzy, bystrości umysłu i pracowitości. Gdyśmy omówili jeden temat - nie pomnę dokładnie, z jakiej dziedziny - opracował z niego referat, podczas kiedy mnie nie chciało się go palcem tknąć, a potem jeszcze przyniósł pokornie do oceny, jakoby on w tej dziedzinie mniej posiadał wiedzy.
W Krakowie należał do tych, co wyrzekli się alkoholu.
Gdy powstała myśl wydawania organu MI, radził jak najprędzej rozpocząć. - MI rozpowszechniał pośród wiernych; założył i prowadził MI pośród kleryków.
Gdym przyjechał do Lwowa, by go nieco zluzować i tak umożliwić mu wyjazd zdrowotny do pobliskiego folwarku (Czyszki? Hanaczów? [ 2 ]), starałem się być razem z klerykami na rekreacji. Radził wtedy pozostawić ich też czasem samych, by mogli okazać, jak wtedy rekreację odbędą.
Leżał słaby na łóżku i zadzwonił na nowicjusza. Gdy ten nie zaraz przyszedł, z troską zadzwonił powtórnie mówiąc: "Czyby się oduczyli", tj. natychmiastowego posłuszeństwa.
Z zamiłowaniem studiował dekrety Soboru Trydenckiego.
Przeczuwał nieuleczalność choroby. "Może już szkoda dla mnie tego mleka" - powiedział.
[O. Maksymilian M-a Kolbe]