868U

[Pamiętnik U 1933 (wrzesień-październik)]

Oryg.: ms, Muzeum św. Maksymiliana w Nagasaki. - Fotokop.: AN.

W wydaniu 2007-2008 Pism, w części II, numery 868A do 868U są pod jednym numerem 868, pt. "Pamiętnik 14 I 1930 - 30 IX 1933".

[W drodze do Japonii z o. Kornelem Czuprykiem 25 IX - 1 X 1933]

[W drodze do Japonii z o. Kornelem Czuprykiem 1933 r.] [ 230 ]

[Wrzesień]

Maryja!

W przesmyku Malakka,
25 IX 1933

[25 P] - Na prawo przesuwa się wybrzeże Sumatry. Przy morzu niziny bagniste, zalesione lub zakrzewione, w głębi wysokie góry. Morze spokojne, bo otoczone lądem. Siedzę w kajucie przy stoliczku i wypukuję na maszynie te wspomnienia. Przede mną łóżko podnoszone, a nad nim drugie podobne, tylko na szczęście już nieczynne od czasu, gdy jego lokator wysiadł w Bombaju. Mówię "na szczęście", bo przedtem przy każdym niemal wstawaniu zapominałem, że zaraz nad głową rozciąga się siatka druciana mojego nadsąsiada i misternie pozaginane haczyki za każdym razem zostawiały ślady na mej głowie.

Na lewo od łóżka szafka na odzież podzielona na troje, a na niej figurka Niepokalanej z Niepokalanowa. Obok niej z jednej strony budzik, a z drugiej słownik angielski, bo w Azji doprawdy bez angielszczyzny ani rusz. Na tejże jeszcze szafie u zbiegu dwóch ścian ratunkowe pasy korkowe na wypadek zatonięcia okrętu. Z prawej strony dmucha na mnie niezmordowanie elektryczny wentylator, a pod nim obraz oszklony i obramiony z rysunkami przedstawiającymi mężczyznę ubranego w różnego rodzaju pasy ratownicze. Napis w trzech językach, włoskim, francuskim i angielskim głosi: "Ważne pouczenie. W razie opuszczenia okrętu na rozkaz komendanta pasażerowie tej kabiny zajmują miejsce w łódce ratunkowej nr 1. Uprasza się wypróbować użytek pasa bezpieczeństwa po zdjęciu zeń poszewki". Oczywiście, o ile łódki odnośne nie spalą się lub nie zanurzą przed okrętem.

Maryja

Singapur, 26 IX 1933

[26 W] - Na tablicy ogłoszeń ukazała się kartka zapowiadająca przyjazd do Singapuru około godziny 11 przed południem. Wedle zwyczaju nasz poczciwy "Conte Rosso" raczej wcześniej niż później do portu zawija. Toteż już od dziewiątej pasażerowie lornetkowali gorliwie. I było rzeczywiście czemu się przyglądać. Rozmaite wyspy dalsze i bliższe roztaczały przed nami to dzikość oberwanych skał i zielonych gąszczów, to znowu łagodność nizin i lekko fałdowanych pagórków, z których gdzieniegdzie spoglądały długolistne palmy.

Minąwszy wąską cieśninę wjechaliśmy do właściwego portu, zaznaczającego się po lewej stronie długim szeregiem okrętów, dźwigów i składów. Po prawej zaś malajska wioska, pobudowana na palach powbijanych w dno morskie, która zapewne jeszcze spoglądała na powstające składy i wznoszone ruchome dźwigi.

Okręt, przecinając i rozpychając pomału brudne fale portowe, posuwał się naprzód. Z lewych budynków i zarośli wyłoniła się kopuła i dwie wieżyczki: to kościół św. Teresy od Dzieciątka Jezus, zbudowany niedawno przez Chińczyków. Do jedenastej okręt przybił do brzegu i schody pozakładano, i telefoniczne połączenie z miastem, i do środka okrętu wtargnął tłum bagażowych, zmieniaczy pieniędzy, agentów hotelowych i różnych drobnych handlarzy. Na brzegu przed okrętem pod ścianami linii składów rozłożyli swoje towary sprzedawcy najrozmaitszych owoców podzwrotnikowych, zabawek dla dzieci w postaci słoni, jaguarów i innych zwierząt, ubrań południowych, obuwia, lasek itp.

Zeszliśmy na ziemię, minęli[śmy] składy i pod lekko chłodzącym deszczykiem skierowali[ śmy] się szeroką równą jak stół asfaltową drogą tam, gdzie więcej zieleni pociągało oko. Samochody i małe omnibusiki motorowe mknęły tam i z powrotem, a bezszynowy tramwaj, omijając przeszkody, wyginał drążki łączące go z drutami elektrycznymi w różne strony.

Minęliśmy się z grupą robotników chińskich. Ze zdziwieniem spoglądali na nasz "dziwaczny" strój, a za nami wybuchnęli śmiechem.

Zbliżała się dwunasta, więc wracamy do okrętu na obiad.

Potem, już na dobre, na miasto.

Nasamprzód do kościoła św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Pomiędzy dwoma rzędami domów, o charakterze i napisach chińskich, dochodzimy do pięknego wzgórza pokrytego zielenią. Przed kościołem piękna kamienna statua Świętej, spuszczającej róże łask. Obok kościoła, mała, mizerna, jakby skazana już na zagładę świątyńka pogańska, z pokrzywionymi porcelanowymi wężami na dachu, powoli dogorywa.

Wewnątrz świątyni, w pośrodku pod kopułą, Pan Jezus w Przenajśw[iętszym] Sakramencie i wielki posąg Małej Świętej, na tle obrazów z jej życia, skleconych ze szkieł witrażowych okna. Zielonkawe światło rozświeca ołtarz główny i maluje z zielonych szybek białe ściany prostej, ale miłej i do modlitwy wzywającej, świątyni. Odprawiliśmy adorację poobiednią, rachunek sumienia południowy i porozmawiali[śmy] każdy z osobna z Patronką wszystkich misji, co tak potrafiła misjonarzować, że choć nie wyglądnęła nawet spoza murów klasztorku w Lisieux, to jednak skośnoocy, bladzi mieszkańcy dalekiego Singapuru jej aż świątynię postawili.

Wychodzimy, kłaniamy się jeszcze figurce i idziemy szukać miasta, schowanego za pagórkiem o ziemi czerwono-brunatnej, pokrytego jednak zielenią. Mijamy pagórek, most toru kolejowego i przedmieście, przeważnie chińskie. Następują piękniejsze domy, otoczone ogrodami, a potem przystanek tramwajowy i szeroka ulica właściwego już miasta. Nogi jednak bolały nas już sporo, a przy tym duszne powietrze zniechęcało do dalszej podróży i zapraszało wymownie do powrotu. Powracamy więc. Mijamy dorożki na wzór małych powozów, ale bez szyb, zaprzągnięte w małe koniki; wróble, nasze rzeczywiście polskie wróble, które nie wiedzą jednak co to śnieg; chłopców malajskich smacznie zajadających na ulicy dużymi łyżkami o krótkich rączkach; i sklepiki chińskie "woniejące" przysmakami tubylców; dochodzimy wreszcie do upragnionych leżaków na pokładzie okrętu.

Około piątej zaryczał statek raz i drugi, ozwała się syrena, znowu ryk, lecz teraz już potrójny, poodejmowano schody prowadzące na ląd i okręt popłynął w kierunku Hongkongu (do Błonia) [ 231 ].

[...] [ 232 ] u lewego boku, a księżyc spoza odległych gór spogląda na rozbałwanione, pieniące się fale.

Przechadzamy się w półcieniu rozmawiając o Zakonie i misyjnym w nim duchu. Coraz to więcej gości przybywa i zaludniają się wolne leżaki. Czas więc i na nas, by nie zabrakło. Wkrótce dołącza się i towarzysz nasz w kabinie o. jezuita [...] [ 233 ]. Potoczyła się rozmowa o przyczynach małej działalności katolików. Przychodzimy do przekonania, że mylne rozumienie Opatrzności Bożej wywołuje u wielu niedostateczną działalność, choć przecież na to właśnie Pan Bóg dał człowiekowi rozum i zdolności, by myślał i pracował.

Naraz przerywane światło spada na mroki pokładu. To nasz okręt znakami świetlnymi rozmawia z jakimś kolegą. Wstajemy, by zobaczyć, z kim ta rozmowa. Na lewo ciemno. Na prawo przed nami w pewnej odległości wyraźnie dwa światła błyszczą w ciemności i zielone światło poniżej w pośrodku. Więc to okręt idący w kierunku przeciwnym. Wkrótce też przerywane światła odpowiadają z ciemni. Po krótkiej takiej kilkakrotnej wymianie myśli znowu półmrok, a nasza rozmowa pogoniła aż do Bombaju, gdzie nasz o. jezuita widywał wiele kin rzęsiście oświetlonych i słyszał, jak Hindusi mówili, że jeżeli [...] [ 234 ].

[Październik]

Maryja

Na morzu pomiędzy Hongkongiem a Szanghajem, 1 X 1933

[1 N] - Dzień 29 września, wigilia przyjazdu do Hongkongu, był dniem jednym z cięższych. Prawdziwy piątek. Wicher dął, bałwany miotały okrętem podbijając słoną pianę aż na pokład o sporo metrów w górę. W wyniku O. Eks-prowincjał [ 7 ] zamiast na kolację zaszył się w łóżko odmawiając jakiegokolwiek posiłku z obawy wymiotów, a i ja, chociaż to trochę niby już wilk morski, spróbowałem tylko nieco zupy, ale jeść potraw nie mogłem; tylko położyłem się na pokładzie na leżaku i huśtałem razem z całą masą okrętową.

Nazajutrz o piątej rano już Hongkong.

[O. Maksymilian M-a Kolbe]

[ 230 ] Św. Maksymilian wraz z o. Kornelem Czuprykiem jadą drogą morską do Japonii. O. Kornel, były prowincjał, jedzie do Nagasaki, aby objąć urząd przełożonego Mugenzai no Sono.

[ 231 ] Żartobliwe porównanie w skali warunków znanych dobrze mieszkańcom Niepokalanowa. Miasteczko Błonie znajduje się kilkanaście kilometrów od Niepokalanowa.

[ 232 ] Początek zdania niemożliwy do odtworzenia z uwagi na zniszczenie krawędzi karty rękopisu.

[ 233 ] Nazwisko nie wpisane przez Autora.

[ 234 ] Zdanie urwane.

[ 235 ] O. Kornel Czupryk.